Kolorado Trip I

Planujesz zwiedzić kaniony USA. Utah, Nevada, Arizona. Jakie lotnisko wybrać ? Pewnie najłatwiej byłoby polecieć do Las Vegas i stamtąd podróżować wzdłuż kanionów. Nasz Trip rozpoczął się od Los Angeles, ze względu na ceny biletów. Nie mogliśmy upolować okazji do LV, więc padło na tańsze bilety do LA. Nie protestowaliśmy. Los Angeles, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zmienia to faktu, że polubiliśmy sie z miastem – i to nawet bardzo. Sama myśl o tym, że będziemy ponownie w Kalifornii, dodawała skrzydeł. A że oznacza to dłuższą trasę autem do innych stanów ? Nie szkodzi. Ile więcej zobaczyliśmy dzieki temu?

Dzień 1

LONG Beach – kto by pomyślał, że będzie tak cicho ?

Podczas Kalifornia Tripu, nie udało nam się zobaczyć kilku ważnych miejsc, więc to była idealna okazja, żeby to nadrobić. Pierwsze miejsce do jakiego się udaliśmy, to Long Beach. Plaża jest długa, więc kalifornijczycy mają swoje ulubione miejsca, na jej powierzchni. My całkiem przypadkowo, znaleźliśmy się na Belmont Shore Beach, z przyległym Veterans Memorial Pier. Było tak cicho, tak spokojnie, tak pięknie, że zwykle brakuje słów na opisanie błogostanu, w jakim człowiek się znajduje. Ponieważ już nie raz ustaliliśmy, że miejsca nas wybierają, a nie my miejsca, więc ponownie znaleźliśmy sie tam „przypadkowo” i to spotkanie z tym kawałkiem plaży, uznaje za bardzo udane. Krótko mówiąc nie wyobrażam sobie odpoczynku na Venice Beach, ale na Long…oh tak ! jak najbardziej.

Marina Naples Pacifica – czyli jak przypadki rządzą ludźmi

Spacerowaliśmy po okolicy, gubiąc się, wchodząc w uliczki i nagle…wow ! Gdzie my jesteśmy ? Można spokojnie powiedzieć, że oszaleliśmy z wrażenia. Przy Long Beach, znajduje się Naples Marina, która jest małą Wenecją w środku Los Angeles. Większość uliczek posiada włoskie nazwy, a samo Naples, to 3 wysepki na Alamitos Bay. Masz do wyboru wiele atrakcji, w tym rejs prywatną łodzią o zachodzie słońca. Gdybym miała wymienić kilka miejsc, jakie trzeba zobaczyć w LA, to uwierzcie, że na pierwszym miejscu wskazałabym Naples. Nie mogliśmy sie nadziwić, czemu jest takie ciche. Dlaczego brak tu turystów. Wszystko bylo takie leniwe, wakacyjne, spokojne, i doskonale piękne. Spacerowaliśmy bez pośpiechu, zaczeliśmy szukać noclegów w tej okolicy – i UWAGA ! Są bardzo przyjemne kwatery w Naples – w przyzwoitych cenach. Następnym razem nie odpuścimy – to bedzie nasz MUST HAVE.

Shoreline Aquatic Park i Downtown Long Beach

Tutaj też zawitaliśmy pierwszy raz. Wspominamy ten moment jako totalny relaks. Filip spał w wózku, a my leżeliśmy na ławce – jak na prawdziwych wakacjach. Kiedy to pisze, wspomnienia wracają. Tesknię. To cudowne miejsce na spacer. Przy przystaniach zobaczysz wiele opcji na podróże jachtem, statkiem – z opcją zobaczenia delfinów i innych zwierząt morskich. To bardziej komercyjne miejsce, ale potrzebne. Dookoła sklepy, oferty rejsów. Shoreline jest położone na Queensway Bay, blisko Downtown. Kilka kroków dalej, możesz przepłynąć jachtem Catalina Express na wyspę Santa Catalina. Po środku parku, znajduje sie latarnia morska, której strome schody prowadzą wprost na sam szczyt. Stamtąd możesz obserwować całą zatokę.

Laguna beach, Aliso beach i Haisler Park

Myśleliśmy, że widzieliśmy całe bogactwo Los Angeles, z niesamowitymi autami i nierealnymi willami. O jak bardzo sie pomyliliśmy ! Z LA do rejonów Laguna Beach, dojedziesz autem w około 60 minut. Warto – warto – warto ! Po pierwsze lubię patrzeć jak ludziom sie powodzi. Może wynika to z tego, że jak byłam bardzo mała, to tata w drodze do Warszawy, przejeżdzał przez bogate miasteczka i wsie i pokazywał nam gdzie mieszka Maryla Rodowicz, czy Edyta Górniak. Miałam z siostrą niezapomnianą ekscytację. W Kalifornii czuję się tak ciągle. Na chwilę zapominam o niesprawiedliwości świata, problemach globalnych i jestem w takim mikroklimacie szczęśliwości. Bańce mydlanej, która zwyczajnie sprawia radość. I chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że za tymi willami i skandalicznie drogimi samochodami, kryją się często nieciekawe historie, to ja jestem tylko turystą i takie widoki są dla mnie wciąż nieprzeciętne. Laguna Beach jest piękna. Tam podziwialiśmy małych surferów i wystające wille ze skał, z widokiem na ocean. Jednak to Haisler Park z zejściem na Aliso Beach dał nam więcej pozytywnych wrażeń. Rodziny z dziećmi. Prysznice wolnostojące. Spacerowicze. Skały. Piekny park przy wejściu. Pełna egzotyka i Kalifornia w najpiękniejszej odsłonie ! Zresztą zobaczcie sami.

Dzień 2

Tu zaczyna się nasza przygoda z punktami docelowymi. Ruszamy z Los Angeles w stronę Las Vegas. Pierwszy przystanek to Calico Ghost Town. O wszystkich miastach duchach, które udało nam się zobaczyć podczas kolorado Tripu, opowiem w osobnym wpisie. Jednak to w tym artykule, będę zaznaczać, w którym momencie widzieliśmy poszczególne miasta. Dzięki temu będziecie mogli sobie wyobrazić, na jakiej trasie znajduje się dany Ghost Town.

Po Calico udalismy sie wzdłuż pustyni Mojave. Czy warto ?

Joshua Tree

Naszym zdaniem, na pustyni nie zobaczysz wiele więcej, niż podczas podróżowania po różnych stanach. Jest ona tak ogromna, że w zasadzie, można tam spędzić cały urlop. A przy mniejszym szczęściu, nie zobaczyć nic ciekawego. Joshua trees – to najwieksza atrakcja pustyni. Drzewa są rzeczywiście niesamowite, ale zobaczysz je również przy wjeździe do Wielkiego Kanionu i w wielu innych miejscach na trasie. Drogi są trudne i wyboiste, ciężko o spotkanie żywej duszy, a żar leje sie z nieba. Im dalej w las tym ciekawiej, ale musisz przecież wrócić. Sama myśl o pokonaniu trasy w drugą stronę – zniechęca. Jeśli Twój czas jest ograniczony, to możesz odpuścić sobie Mojave całkowicie. To był dla nas trudny odcinek, ale klimat zapamiętamy do dziś. Po wielu, wielu kilometrach, bez mijania kogokolwiek na trasie, natknęliśmy sie na stado krów, po środku niczego. Miały stworzony wodopój i nieopodal znajdowała sie niewielka farma, w której prawdopodobnie musiał ktoś mieszkać. A ty stoisz i patrzysz na takie fatamorgana. Jesteś oddalony „ o lata świetlne” od domu. Stoisz na pustyni, zastanawiasz sie, kogo i po co, cokolwiek tu sprowadziło. Czujesz kurz w powietrzu i skwar słońca. Jesteś na dzikim zachodzie – już „ bardziej” nie będzie. Było warto? Było. Ale tylko dla takich pomyleńców jak my ! Po długim dniu docieramy do Las Vegas. Miejsce szokuje, miasto nie zna konwenansów. Wszystkie nasze wrażenia z Las Vegas, opisałam tutaj – http://crazytravelbag.pl/%ef%bb%bflas-vegas-miejsce-ostatniej-nadziei/

Dzień 3

Budzimy się w Las Vegas. Pędzimy na wschód słońca i pod znany napis Welcome to Fabulous Las Vegas. Już kilka metrów za LV, nie zobaczysz nic, poza pustynia i wielka pustką. To znak, że trzeba pędzić w stronę Zapory Hoovera. Robimy tu kilka przystanków. Oczywiście, robi na nas gigantyczne wrażenie. To zapora na rzece Kolorado o wysokości 224 metrów i długości 380 metrow. Została ukończona w 36 roku i była wtedy najwiekszą elektrownią wodną i konstrukcją betonową. W tej chwili zajmuje dopiero 38 miejsce. Przy takiej wiedzy i tym wrażeniu, niezmiennie powstaje pytanie – to jak wygląda, największa na świecie zapora Grand Coulee w stanie Waszyngton ?  To dopiero musi byc kolos ! Tym sposobem dojeżdzamy do Grand Canyon West ze znamym tarasem widokowym Skywalk. O tej części ( i nie tylko ) Wielkiego Kanionu przeczytasz w osobnym wpisie – http://crazytravelbag.pl/wielki-kanion-kolorado-z-dzieckiem-i-ktora-czesc-kanionu-wybrac-czyli-o-naszych-doswiadczeniach/

To nie koniec dnia ( jak my to robimy ? ), prosto z Wielkiego Kanionu, jedziemy w stronę części południowej krawędzi, odwiedzając po drodze Route 66. To nie przypadkowe spotkanie. Wcześniej sprawdzaliśmy jaki odcinek tej trasy, chcemy przejechać i na którym znajdziemy znak poziomy drogi 66 ( na jezdni). Dla wszystkich pragnących przejechać tą trasę – polecamy Cool Spring Route 66 ( Kingman, Arizona).

Kingman, Route 66, Arizona

Droga nie jest ruchliwa, więc można nacieszyć się historycznym znakiem. Do tego znajdziemy tam sklepik z pamiątkami, toaletę, zapach marihuany od lokalnych sklepikarzy. Dlaczego ta sławna 66 jest taka znana ? Łączyła ona Chicago z Los Angeles, a w późniejszym czasie została przedłużona, aż do Santa Monica. W latach 30 na Wielkich Równinach USA panowała ogromna susza, uznana za katostrofę ekologiczną. Ta sytuacja stała się powodem, do wielkich migracji społeczeństwa na zachód USA – głównie do Kalifornii. To jest TEN czas drogi 66. To w tym latach, przechodzi ona największy rozkwit, a miasta, które ją otaczają, dotyka boom gospodarczy. I teraz pytanie – jak to sie stało, że tak przeniknęła do tradycji i kultury Amerykanów? Wielu pisarzy, muzyków, artystów, którzy przemierzali tą drogę, poczuło naturalną inspirację lat 30. Susza, migracja i droga, która była krajobrazem USA, na ogromnym jej odcinku. Dla ludzi w tamtych czasach, była to podróż życia. Tak o to, powstały filmy Urodzeni mordercy, czy Auta. Piosenki Rolling Stonesów i Depeche Mode i kilka powieści znanych pisarzy. Tym sposobem Route 66 znalazła swoje miejsce w historii USA i jest alegorią zmian i podróży – bycia „ w drodze”.  Przemierzamy większą trasę Route 66 – i tu na uwagę zasługuje również Seligman, z bardzo rozwiniętą infrastrukturą – motele, hoteliki, knajpki, harlejowcy, ludzie wyjęci z innej epoki, stare auta. Jest moc ! Jest klimat! Po drodze zwiedzamy Ed’s Camp, czyli następny Ghost Town, który jak sie okazuje na miejscu, jest niedostepny dla turystów ( bo wykupiony przez osobę prywatną). No cóż…przechodzimy przez niskie i słabo zabezpieczone ogrodzenie i ogladamy pozostałości po miasteczku. Wieczorem dojeżdzamy do Wielkiego Kanionu ( część południowa). Do zachodu pozostaje chwila, więc pośpiech robi swoje i zatrzymuje nas Szeryf w Arizonie. Nasi oberwatorzy znają całą ( mrożącą krew w żyłach) historię. Koniec końców dojeżdzamy, ale wita nas już końcówka zachodu słońca. Tyle trudu – po to, żeby wracać godzinę spowrotem do naszego moteliku, który jest bazą wypadową na Wielki Kanion. Mimo wszystko, wieczór spędzamy nad Kanionem i to jest ten moment, żeby odwołać Was ponownie do wpisu o Grand Canyon – http://crazytravelbag.pl/wielki-kanion-kolorado-z-dzieckiem-i-ktora-czesc-kanionu-wybrac-czyli-o-naszych-doswiadczeniach/

Dzień 4

To wyjatkowy dzień. Wyczekany. Wschód słońca nad Kanionem. Spacery wzdłuż. Łzy szczęścia. Radość. Podziw. Ogromne szczęście. O tych wszystkich wrażeniach przeczytacie we wpisie, który podlinkowałam wcześniej. Jako wariaci nie odpuszczamy i po całym dniu w Grand Canyon, czeka nas jeszcze Horshoe Band i Antylope Canyon. Czy to możliwe ? Owszem. Te miejsca nie są od siebie bardzo oddalone – to raz. Dwa – sławny zakręt rzeki Kolorado na Horshoe band, to jedno spotkanie. Możesz siedzieć do woli i podziwiać ten cud natury, ale nic więcej w tym miejscu Cię nie spotka. Godzina to wystarczający czas, żeby nacieszyć się tym widokiem. Na Antylope Canyon jesteśmy zapisani w ostatniej godzinie wycieczki na ten dzień. Pamiętaj, że musisz dokonać rezerwacji jeszcze w Polsce, żeby zobaczyć ten niesamowity Canyon. Ale od poczatku. Droga do Horshoe Band to może 20 minut na piechotę. Jeśli masz szczęście i nie ma upału – droga może być przyjemna. My nie mieliśmy tyle szczęścia. Żar lał sie z nieba. Baliśmy sie o Filipa i jego samopoczucie. Trzymaliśmy go na rekach. Na zmianę. To był taki moment, jak przy największym fitnesowym challengu. W głowie huczało „ Dasz radę. Jeszcze kawałek. Dasz radę, jeszcze trochę”. Pot spływał nam po plecach. Ręce mdlały. Wiemy po co i gdzie idziemy. Nie odpuszczamy. Widok rekompensuje wszystko. Zmęczenie odchodzi, a przychodzi odprężenie. Nie wyobrażamy sobie, nie zobaczyć tego zjawiska.Horshoe Band to jeden z najbardziej spektakularnych widoków w całym Kolorado Trip.

Ruszamy dalej – w stronę Antelope Canyon i czekamy na naszą wycieczkę. Bilety zarezerwowaliśmy i kupiliśmy tutaj : http://antelopecanyon.com, i zdecydowaliśmy sie zobaczyć górną część kanionu.

Masz do wyboru – dolny albo górny. Czym sie różnią ?

Górny Kanion to sławne słupy świetlne, czyli światło wpadające przez szczeliny skał, prosto na ziemię pośrodku kanionu. Nie doświadczylismy tego zjawiska, ponieważ wybraliśmy popołudniowy trip, a tutaj jest potrzebny odpowiedni kąt padania światła. Oczywiście wszystko co widzicie na zdjęciach, to gra światła, ale to nie to samo co „ słupy świetlne” , czyli strużka słońca wpadająca prosto do kanionu. Zapytacie – czemu nie wybraliśmy wycieczki w południe ? Kolorado Trip to wybory. Gdybyśmy chcieli być w każdym miejscu, o jego najlepszej i idealnej porze, to nie zobaczylibyśmy nawet połowy, z tego co się udało. Nie sposób być wszędzie o wschodach lub zachodach słońca, czy nawet w południe. Obraliśmy inne priorytety i śmiem twerdzić, że bardziej zjawiskowy był wschód słońca nad Grand Canyon, czy wschód na Mesa Arch, niż słupy świetlne w Antelope. Priorytety, to najważniejszy element, jaki trzeba okreslić przed taką wycieczką. Górny Kanion ma zaledwie 200 metrów. Bardzo duża cześć wycieczki, z którą byliśmy narzekała, na krótki czas wycieczki ( ok 30 minut) i szybkie zdjęcia (ponieważ po kanionie chodzi sie grupami i trzeba sie sprawnie przemieszczać). Na różnych blogach przeczytaliśmy też, że nie da sie zrobić ładnych zdjeć bez statywu ,i że Indianie tak szybko przeganiają turystów przez kanion, że 60 dolarów idzie w piach. Mamy zupełnie inne odczucia! Przewodnik przed wejściem do Kanionu opowiedział dokładnie, jak robić zdjęcia telefonem. Pytał o to, jakie mamy telefony, jakich firm. Każdemu z osobna pokazywał, jaki filtr odda to co widzimy. Przeprowadził krótki instruktaż o tym, jak poruszać się po kanionie, jak robić zdjęcia, jak nie spowalniać grupy. Mieliśmy małego Filipa na rękach i dwa telefony ( do kanionu nie wejdziesz ze statywem, go pro czy selfie stickiem). Poszło nam lepiej, niż turystom bez dzieci. Doceniam fakt, że bilet możesz wykupić nawet 2 tygodnie przez wyjazdem, a kiedyś ten czas wynosił 2-3 miesiące. Dzięki temu mogliśmy Kanion zobaczyć, ale kosztem uzyskania przychodu jest fakt, że w kolejce czekają inne grupy. Do Kanionu dojeżdzasz autami 4×4, na tzw „ pace”.

To dodatkowa atrakcja, bo jedziesz przez kawałek kanionu i wdychasz kurz, piach – ale czujesz klimat dzikiego zachodu. Osoby z małymi dziećmi, muszą wyjąć fotelik ze swojego auta i podróżują w środku jeepa, z przewodnikiem. To ważne, bo z tego co wiem, to biuro turytyczne nie miało na stanie własnych fotelików. Reasumując – górny kanion, to wycieczka Suvem przez pustynie, w stronę punktu docelowego. To gra świateł, ze słupami świetlnymi. Dolny kanion – niższy, dłuższy, podobno łatwiej o dobre zdjęcia. Zejście do kanionu przez metalowe, strome schody. Bardziej oświetlony i dojdziesz do niego w 10 minut (od miejsca zbiórki ). Nie zobaczysz tu słupów świetlnych.  Który kanion wybrać? Nie ma dobrej odpowiedzi. Wybierz jeden i postaw sobie za cel, zobaczenie drugiego w przyszłości!

Dzień 5

Budzimy się nieopodal biura turystycznego Antelope Canyon i gnamy w stronę Monument Valley. Czeka nas długa droga. Jeszcze nie mamy pojęcia, że Dolina Monumentów, bedzie na naszej Top Liście amerykańskich przeżyć podróżniczych. Dojeżdzamy inną drogą niż zaplanowaliśmy, i dobre 40 minut zajmuje nam odnalezienie Forest Gump Point. Ten punkt musisz odnaleźć samodzielnie. GPS potrafi wariować, a zasięg pojawia się i znika. Nie jest to takie łatwe. Na próżno szukać oznakowań. Wreszcie docieramy do upragnionego miejsca, i najpierw z daleka podziwiamy dolinę. Wspominamy Foresta i czujemy się, jak w środku wydarzeń z filmu. Odnajdujemy sławną flagę, która powiewa w tle z Monument Valley.

Od samego początku, wszystko nam się tutaj podoba. Zabieramy manatki i ruszamy na podbój doliny. Na jej obszarze, znajduje się hotel z restauracją, więc nie pozostaje nam nic innego, jak zjeść frytki w akompaniamencie Doliny Monumentów. Nie jest drogo, ale jedzenie nie powala, a obsługa tym bardziej. Musimy jednak ustalić, że w Stanach nie ma mowy o wielkich uniesieniach kulinarnych. Jeśli ich poszukujesz, musisz się najeździć, naszukać, pomyszkować. To nie Włochy czy Francja, że przypadkowo zjesz najlepszy posiłek w życiu. Zresztą, cały Kolorado Trip, to Dziki Zachód i setki kilometrów bez stacji paliw. Gdzie tu szukać wodotrysków gastronomicznych ?  Monument Valley w całości znajduje się na terenie rezerwatu Indian Navaho. To nie dolina ( wbrew nazwie), a formacje skalne, utworzone w wyniku erozji. Ponieważ większość formacji jest bardzo stroma, więc park możesz podziwiać na kilka sposobów: własnym autem, konno, lub z indiańskim przewodnikiem w jego aucie. Cały park to 372 km kwadratowych, ale turyści moga oglądać niewielką jego część.  17 mil – taka droga czeka Cię do pokonania autem, wzdłuż doliny. Trzeba dodać do tego przystanki, punkty widokowe i autobusy, za którymi musisz się wlec. Jeden dzień, to dobry czas na zobaczenie Monument Valley. Dlaczego to miejsce tak nas pokochało? Jak zawsze nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć. Może indiański duch ? Może po prostu i zwyczajnie ,ma w sobie to niewyobrażalne piękno ? Może to ta czerwona ziemia i kurz unoszący się za samochodem ? A może to przez Foresta ?