Jak się przygotować do podróży z dzieckiem I

„Jeszcze jest za małe”, „ Poczekajmy aż będzie siedzieć”, „ Poczekajmy aż zęby mu wyjdą”, „Poczekajmy aż będzie chodzić”, „ Poczekajmy do wiosny, teraz się pewnie rozchoruje ”, „Może w przyszłym roku? Jeszcze tyle rzeczy w domu do remontu”,” Co mu po tym? I tak nie będzie tego pamiętał. Tylko się umęczy”. Znane? Myśleliście w ten sposób? Albo chociaż przeszło Wam to przez myśl? Nam też ! Chyba każdy rodzic, przed pierwszym większym wyjazdem ma mętlik w głowie. Szuka porad, szuka ludzi, którzy podróżują z maluchami, i zastanawia się jak to u nas będzie ? No bo u innych jakoś „poszło”, ale u nas? Na pewno będzie gorzej…ciężej. Po co pisać bloga o podróżach z maluchem, skoro już temat jest znany? Po pierwsze – im więcej informacji tym lepiej. Każde dziecko jest inne, a i każda podróż przebiega inaczej.  Bloga zaczynamy przed serią podróży z dzieckiem, więc poznacie wszystkie nasze rozterki, przygotowania, obawy, a później – zderzenie z rzeczywistością, i opowieść o tym co się przydało, co było bez sensu, o czym zapomnieliśmy, a co było genialnym pomysłem. Po drugie – ten blog to też nasza pamiątka. Jeśli choć jedna informacja się Wam przyda, ma to sens. Jeśli choć jedną osobę/parę zmobilizujemy do działania – będzie sukces !

Wracając do znanych rozterek i argumentów na NIE, cóż, krótko mówiąc życie jest za krótkie, żeby wiecznie na coś czekać. A nawet więcej – nie wiemy jak potoczy się nasze życie, czy będzie okazja podróżować, czy będą jeszcze na to środki? Czas? Możliwości? Zdrowie? Zawsze coś stoi na przeszkodzie, dlatego postanowiliśmy wdrożyć nasze marzenia w życie, i już nie czekać ani chwili! Filip, czyli nasza mała pociecha, ma w tej chwili 10 miesięcy. Prawdę mówiąc nie ma to znaczenia, że nie będzie pamiętał tego i innych wyjazdów. Gdyby tak myśleć, to wszystkie przeżycia do 3-4 roku życia dziecka, są bez sensu (?) Pewnie jest masa rodziców, którzy nie podróżowali z niemowlakiem, a kiedy ich dziecko podrosło, i postanawiają wyjechać, pozwiedzać, mają takie same rozterki, a może jeszcze większe.

„ A Twoje to przyzwyczajone od małego”, „ A nasze to nie lubi jeździć autem”,” A nasz ma bunt dwulatka” etc. I jak widzicie ,nie odpowiedni moment może być zawsze. Jak za małe – to nie wytłumaczysz, że podasz jedzenie za 20 minut , że jak boli brzuszek, to za pół godziny przestanie. Jak większe – to głośno narzeka, marudzi, a małe to płacze i nie wiadomo o co mu chodzi. A bo niemowlak to wszystkim się fascynuje. Dasz mu nową zabawkę i po sprawie. A starszy to się szybko nudzi. A bo woli z kolegami pograć w piłkę…a bo nie ma tableta. A to mu za zimno, a to nudno, a to chce do domu. Historia rozterek jest nieskończona. Grunt to mieć dobre nastawienie i dobrze się przygotować. Skoro sprawdza się to w codziennym życiu, to dlaczego teraz ma być inaczej?

Od czego zacząć ?

Tak jak temat pokazuje – nie wiemy ! Ale dzielimy się tym, co wydaje nam się przydatne i słuszne. Tym, co mamy nadzieję przyda się, i sprawi, że najbliższy wyjazd nie będzie katastrofą. Warto podkreślić, że opisujemy tu przygotowania do wyjazdu, którego celem jest przemieszczanie się, podróżowanie autem, samolotem, zmiana miejsca zamieszkania co kilka dni etc. Nie przepadamy za hotelami, wersjami all inclusive i leżeniem nad basenem. Te czasy są już za nami. Wyjazd z dzieckiem do hotelu, gdzie jest wszystko zapewnione to jazda rowerem na 4 kółkach. Ten blog raczej nie będzie dotyczyć takich podróży, choć nigdy nie mów nigdy. Może i taki pomysł się kiedyś zrodzi? Plan jest na marzec – Kalifornia. 11 dni.

Po pierwsze NASTAWIENIE

Klucz do sukcesu. Po prostu wierzymy, że przygotujemy się najlepiej jak potrafimy. Wiemy, że umiemy sobie radzić w sytuacjach stresujących. Wiemy, że nastawienie rodziców odbija się na dziecku. Zapał do działania, uśmiech i robimy to !

Po drugie CZY ZNASZ SWOJE DZIECKO?

Ciężko odpowiedzieć na takie pytanie, świeżo upieczonym rodzicom. Wydaje mi się, że bardzo szybko odkrywamy jakiego ancymona mamy w domu. Czytając wiele blogów o podróżowaniu z dzieckiem, większość zgodnie twierdzi, że podróże z noworodkiem są najczęściej najłatwiejsze – dużo śpi, pije tylko mleko etc. Oczywiście – kolki, zarwane noce. Każda historia jest inna. To Ty jako rodzic wiesz, czy czujesz się na siłach podróżować z noworodkiem, czy nie. Czy już nabraliście tyle siły, żeby opanować różne sytuacje ; czy jesteście dalej zagubieni, i takie podróże to tylko katastrofa emocjonalna dla Was wszystkich. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie czy znasz swoje dziecko ? A właściwie inaczej – czy wiesz jak je okiełznać? Niemowlaki wiele rzeczy „ nie lubią”, ale nie oznacza to, że mamy się do tego dostosować. Przewijanie to jeden wielki płacz? Ubieranie w kombinezon to horror? Na spacer teraz nie ma ochoty? Wycieranie buzi jest katastrofą? Czy to znaczy, że mam tego nie robić, bo jemu/jej to nie odpowiada? No nie!  Każde dziecko ma swój klucz, który trzeba odnaleźć. Myślę, że jeśli nie potrafisz opanować trudnych momentów ze swoim dzieckiem, to jest to pierwszy krok jaki musisz wykonać, żeby wyjazd nie był życiową porażką. To nie jest blog o wychowywaniu dzieci, więc tą kwestię zostawiam otwartą. Jeśli jesteś w sprzyjających warunkach, np. w domu, dziecko marudzi, albo coś mu się nie podoba, a Ty nie potrafisz temu zaradzić, to najpewniej w samolocie, w samochodzie przy wielogodzinnej jeździe, czasem w deszczu czy w kolejce, również nie znajdziesz magicznej różdżki. Nie liczmy na cuda. Coś czego nie wypracujemy wcześniej, najprawdopodobniej odbije się czkawką w wielogodzinnej podróży. Przebywając ze swoim dzieckiem, analizuję, czy potrafię opanować sytuację. Nie chce być utrapieniem dla podróżujących, a później dla samej siebie, i całego misternie zaplanowanego wyjazdu. Wychowanie to następna kwestia. Nawet najlepiej zorganizowani rodzice, u których kwestie wychowawcze kuleją, mogą powiedzieć :” Świetnie się przygotowaliśmy, a nadal wyjazd był wyczerpujący ! Nigdy więcej”. I tak, tak, dobrze czytacie. Chodzi o wychowanie malca w wieku 10 miesięcy. Staramy się nie pozwalać na bezzasadne marudzenie, nie spełniać żądań, jeśli są wymuszone histerią. Filip już doskonale wie, że tego nie lubimy. Bardzo często kiedy powiem :” OK, ale nie marudzimy!”, to po prostu się uspokaja i czeka aż wezmę go na ręce. Zapewne nie działa to na wszystkie dzieci, ale tak jak powiedziałam, to Ty jesteś rodzicem, więc Ty musisz próbować opanować emocje swojego dziecka. A dzieci to jedno wielkie życiowe wyzwanie!

Po trzecie – JAK ZNOSI DŁUGI CZAS NA ZEWNĄTRZ?Od zawsze chodziliśmy na dłuższe spacery. Mimo, że Filip ma ustalony rytm dnia, to ten rytm jest dostosowany do naszych potrzeb. Dawid ( mój partner) musi wyjść do pracy po 8.00, więc musimy wstać o 6, żeby zdążyć zjeść chociaż jeden wspólny posiłek z Filipem. Do tego mamy dwa labradory, które wymagają ruchu, więc poranny spacer – czy deszcz czy wiatr, czy śnieg ,czy ciemno, czy jasno – odbyć się musi. Czasem jest tak kiepska pogoda, że spacer jest krótki, ale wymówek nie ma. Wyjść trzeba. Czy Filip narzeka? Ojj i to jak ! Czasami jest w doskonałym humorze, a czasem coś mu nie pasuje, zła pogoda, nie ten dzień itd., więc marudzi. Trudno. Nie tylko jego potrzeby są ważne w naszej rodzinie. Oczywiście próbujemy rozładować napięcie, ale też wie, że nie ma przebacz – spacer rano to podstawa. Tyle, że takie spacery to mało jak na wyprawę, która będzie wymagała dużo, dużo chodzenia, a nie jedziemy do Kalifornii po to, żeby siedzieć w domu! Zaczęliśmy zmieniać „ środek transportu” Filipa. Zwykle był to wózek, a czasem nosidełko. Teraz stawiamy na nosidełko. O ranyyy….kombinezon, czapka, rękawiczki, wieje, pada, przyciśnięty do taty. Katastrofa gotowa. Jakoś nam to idzie. Oczywiście bywa ciężko ! Mamy świadomość, że w nosidle będzie wygodniej. Nie pozostaje nam nic innego, jak go przyzwyczaić. Wczoraj byliśmy na dłuższym spacerze. Teoretycznie w czasie jego aktywności. No i zaczęło się. Pogoda beznadziejna. Filip zaczyna się awanturować. Próbuje mu śpiewać, rozmawiać, zabawiać. Marudzenie się rozkręca. Mówię do Dawida „ Ok, gadajmy ze sobą, chwile się nim nie zajmujmy”. Minęła chwila i usnął. Świetnie. Mamy to ! Jeśli udaje się nam opanować sytuację w zimę, w niesprzyjających warunkach, to wierzymy, że przy 23 stopniach nie może być inaczej! I wracamy do punktu pierwszego – dobre nastawienie, plus większa wiara w siebie jako rodziców !

Po czwarte – ZABIERAJ DZIECKO WSZĘDZIE GDZIE SIĘ DA

Jeśli jesteśmy razem w domu, to wygodniej pojechać na miasto, załatwić swoje sprawy i wrócić. Nie tędy droga. Zabieramy go wszędzie gdzie się da, nawet jeśli to ma być 10 minut na stację i z powrotem. Dziś przeszliśmy samych siebie. Ubieranie i rozbieranie przez cały dzień. Spacer, drugi spacer, autem do firmy, autem na stację, autem do sklepu itd. Mam wrażenie, że nic nie robiliśmy tylko go ubieraliśmy i rozbieraliśmy, wkładaliśmy do fotelika i zabieraliśmy z niego. Oprócz marudzenia na zapinanie i rozpinanie pasów, poszło nam całkiem nieźle. Wiemy, że tak to będzie wyglądać w podróży, więc nie ma co się zastanawiać jak to będzie, skoro można to przetestować na miejscu.

Po piąte – JAK TO BĘDZIE Z JEDZENIEM ?

Nie będziemy w hotelu. Nikt nam nie podstawi pod nos jedzenia. Może być różnie. Sytuacje mogą być podbramkowe…” No, ale on tego nigdy nie jadł, nie macie nic innego w menu?”, „ a co jak zje to i okaże się, że ma alergię?”, „ a co jak to mu zaszkodzi?”. Są rzeczy, których nie można przewidzieć, ale staraliśmy się od 6 miesiąca tak urozmaicić Filipowi menu, żeby mniej więcej zgodnie ze swoim wiekiem, spróbował wszystkiego co możliwe. Oczywiście, staramy się, żeby menu było domowe i zdrowe, ale robimy odstępstwa. Nie dlatego, że wygodniej, tylko po to, żeby sprawdzić jak reaguje na jedzenie restauracyjne. I nie mówimy tu o restauracjach z gwiazdkami Michelina, tylko o zwykłych, w miarę dobrych knajpach. Wszędzie gdzie byliśmy i wszystko co spróbował na miejscu, na tą chwilę nie sprawiło rewolucji żołądkowych. Jest nadzieja !

W drugiej części opowiem o zmianie czasu i jet lag’u, planowaniu wyjazdu pod dziecko i reszcie przygotowań jakie staramy się wdrażać w życie.