Jak się przygotować do podróży z dzieckiem II

Co z tym Jet lagiem?

Zmiana czasu to gorący temat, w podróżowaniu z dzieckiem. Nie dość, że pierwszy lot samolotem, to jeszcze noc musimy zamienić na dzień. Istne wariactwo. Można kompletować bagaż 2 miesiące. Można przygotowywać się na wszystkie strony do wyjazdu, a jet lag i tak Ci trochę pokrzyżuje plany.

My już wiemy, jak reagujemy na zmianę czasu, bo to nie nasza pierwsza podróż do Stanów. Nie jest źle – a nawet powiedziałabym – jest bardzo dobrze! Dlatego nie boimy się specjalnie o Filipa. Jesteśmy gotowi na nieprzespane noce, zawsze sobie z tym tematem w Polsce radziliśmy, więc i tym razem nie będzie inaczej. Ale czy pozytywne nastawienie to jedyna rzecz, jaka ma nas podnosić na duchu?

Pierwszy lot zaplanowaliśmy na godzinę 17.00. Warszawa-Los Angeles. Powód prozaiczny. Filip usypia ok.19.00. Będzie czas na poznanie pokładu samolotu i nowej przestrzeni. Oczywiście, nie wiemy czy prześpi lot, ale powiedzmy, że szanse wzrastają przy takim harmonogramie wylotu. Lecimy bezpośrednio, bez przesiadek. Unikamy jak ognia dodatkowych atrakcji, przy pierwszej takiej podróży. Nie chcemy też fundować mu zbyt wiele na starcie. Czy to się sprawdzi? Nie wiemy. Myślę jednak, że warto zwiększać szanse powodzenia, niż je drastycznie komplikować. Inna ważna rzecz, to rezerwacja miejsca. Muszę przyznać, że nie wiele jest informacji, które instruują rodziców, jak zarezerwować odpowiednie miejsce na lot z maluchem. Wszędzie trąbią : „ Przy lotach z małym dzieckiem, możesz skorzystać z opcji siedzenia przy kołysce”. Świetnie! Ale jak to zrobić ! Doczytałam tą informację na innym blogu podróżniczym ( niestety, już za cholerę nie pamiętam jakim ). Najpierw wybrałam jakie bilety mnie interesują, ale zanim zarezerwowałam loty, zadzwoniłam do LOT-u i zapytałam o dostępność miejsc, z kołyską dla dziecka. Zarówno w jedną , jak i drugą stronę. Pan mnie poinformował, że na 4 miejsca z kołyską, 2 są już zarezerwowane – i w jedną i w drugą stronę. Jako, że bilety kupowałam w listopadzie, pomyślałam sobie „ Matko! 5 miesięcy do przodu i już połowa miejsc odpadła”. Tak, więc jak widzicie, rodzice nie martwią się tym, co będzie za 5 miesięcy. „ A jak zachoruje”, „ A może się wstrzymajmy jeszcze?”. Korzystają z okazji i rezerwują póki jest miejsce! Nie mam pojęcia, czy to jakaś stała tendencja, ale weźcie to pod uwagę – chcesz mieć kołyskę do dyspozycji? Pomyśl o tym wcześniej, zanim takie miejsca znikną! Po tej informacji, zabrałam się za kupno biletów. OK. Bilety kupione. Dzwonię znowu – procedura rezerwacji przebiegła błyskawicznie. Podałam nr lotu i Pan zarezerwował mi takie miejsca, w jedną i w drugą stronę. Uff. Będziemy mieli jakiś komfort. Myślisz sobie „ Czy Ty wiesz Kobieto, jakie te kołyski są małe?”. Ano wiem ! ( śmiech). Teoretycznie są do 10kg wagi dziecka ( Filip w tej chwili osiągnął już taką wagę), ale, ale…! Dla mnie kluczowe jest to, że takie miejsca, mają o wiele więcej przestrzeni niż inne. Dużo miejsca na nogi, więcej miejsca na wygibasy młodego. Nawet jeśli nie skorzystamy z kołyski, to zawsze można tam przechowywać różne rzeczy. A prawdę mówiąc, myślę, że w pozycji embrionalnej będzie mu tam wygodniej, niż z nami na rękach. Poza tym, skoro możemy skorzystać z takich miejsc, to czemu tracić okazję ?

ZRÓB WSTĘPNY PLAN

Przylatujemy. Jesteśmy tego samego dnia po 20 w LA. I co dalej? Mamy do dyspozycji 11 pełnych dni. Klucz jaki sobie obraliśmy to : PLAN MINIMUM I PLAN MAKSIMUM. Plan minimum zakłada, że Filip ciężko się klimatyzuje. Plan maksimum, że jest o wiele lepiej, niż mogliśmy przypuszczać. Cały wyjazd – z naszej „ dorosłej” perspektywy jest i tak planem minimum ( śmiech). Gdybyśmy lecieli sami, zapewne pomysłów zwiedzania byłoby 4 razy tyle. Myślę, że ważna w planowaniu podróży z maluchem, jest elastyczność. Jest kilka rzeczy, które założyliśmy :

  1. Czas na zaklimatyzowanie się

Pierwszych kilka dni spędzimy, nocując w Los Angeles. To będzie taki trochę spokojniejszy czas. Chcemy, żeby Filip rozeznał się w sytuacji. Może minimalnie przestawił swój czas ( chociaż o kilka godzin). W tym czasie, chcemy zwiedzić wszystko co mieści się w maksymalnej odległości 2h od LA.

  • Dziecko śpi, albo nie chce spać, i co dalej?

Śpi ? Świetnie! Przekładamy do wózka, samochodu i w drogę ! Nikt nie ma zamiaru katować go nie spaniem, „ bo jest dzień”. Sam się zapewne zorientuje, że coś się dzieje, jest głośno, tu mnie wyjmują, tam zabierają. Ten sen i tak nie będzie jakościowo, taki sam jak w Polsce. Może więc, będzie musiał to trochę nadrobić w nocy, i jakoś powoli się przestawi. Nie śpi, a my chcemy spać? Normalka ( śmiech). Nie dzielą nas lata świetlne, od czasu kiedy był noworodkiem. Wiemy jak to jest. Nic nas w tym względzie nie przeraża. Wydaje mi się, że dużo łatwiej „przełknąć” taki nieprzespany czas, na wakacjach, gdzie jest większa ekscytacja i radość. Nie budzimy się rano, po nieprzespanej nocy i nie czeka nas cały dzień w pracy. NASTAWIENIE!

  • Nocleg

Na te pierwsze dni wybraliśmy domek na Airbnb, który ma „ pomóc” Filipowi lepiej się zaaklimatyzować. Wyjście na ogród. Łóżeczko dla dziecka. Krzesełko do jedzenia. Spora przestrzeń ( próbuje chodzić i to jest teraz atrakcja numer jeden).

  • Nie wszystko naraz ( akurat w naszym przypadku)

Większość podróżujących do LA, zwiedza nie tylko parki, San Fransisco, jeziora, Route 66 itd., ale też przekracza stan i udaje się do Las Vegas, czy do Wielkiego Kanionu. W naszym planie te dwie kwestie się „ pogryzły”, dlatego chcemy rozdzielić takie wyjazdy. Po pierwsze wybraliśmy marzec, ze względu na pogodę. Kalifornia to słoneczny region. Nie widzi nam się podróżować w 30 stopniowym upale, z rocznym dzieckiem. Co innego wakacje pod palmą, w hotelu z basenem, klimą w pokoju etc. Marzec jest optymalny dla nas , na zwiedzanie tego stanu. Średnia temp to ok 20-23 stopni. I takie mieliśmy oczekiwania. Z drugiej strony – Wielki Kanion i marzec? Jeden z najbardziej nie polecanych miesięcy do zwiedzania tego miejsca. Widoczność. Pogoda. Temperatura etc. I jeszcze z dzieckiem? Wydaje mi się, że to gotowy scenariusz na dramat. A z Wielkim Kanionem ( będących na mojej Bucket List ), nie może być falstartu ! Z tych względów, do Kalifornii będziemy wracać, najpewniej jeszcze w 2019 roku, żeby zaliczyć LV, Kanion i generalnie Arizonę i Nevadę. ( A nawiasem mówiąc, nie znalazłam, żadnych opracowań jak zaliczyć Wielki Kanion z maluchem do 2 lat – trzeba to nadrobić!)

Jak to będzie w dalszym planie wyjazdu ? O tym w innym wpisie. Jesteśmy ciągle, w trakcie budowania planu podróży!