A właśnie, że się DA !

Niechcący wzięłam udział w dyskusji ( na jednym z profili znanej osoby), na temat trudów macierzyństwa. Z całym wpisem się zgadzałam, ale zabolało mnie jedno zdanie, które sugerowało, że jedną wielką ściemą jest połączenie macierzyństwa z sukcesami zawodowymi, łączeniem pasji itd. Że to historie wyciągnięte z instagrama, za którym stoi sztab ludzi. Myślę sobie – hola, hola…! Przy jednym dziecku taka mieszanka jest możliwa, jestem tego najlepszym przykładem, i nie stoi za mną żaden sztab ludzi. A jeśli chodzi o dwójkę, to też już widziałam nie jedno.

Więc dziś z innej beczki – czemu wszystko musi być czarno-białe?

Kiedyś napisałam mniej więcej takie zdanie, że w opowieściach o macierzyństwie brakuje środka. Albo jest słodko-pierdząco, albo ktoś tworzy przeciwny pijar, czyli straszy dziećmi. Jak zaczną chodzić, jak zaczną mówić, jak pójdą do przedszkola…to się zacznie. To mniej więcej przypomina sytuację zakupu samochodu. Tak jakby każde dziecko szło z tej samej taśmy, i albo „namawiamy” na dzieci ( bo to takie piękne być matką), albo uznajemy, że każde dziecko przejdzie przez to samo ( kolki, bunty, nieprzespane noce – „ jeszcze zobaczysz, nie ciesz się tak ! Mam znajomą co też było dobrze, a jak się skończyło”?). Wracając do meritum – nie muszę mieć dwójki dzieci, żeby sobie wyobrazić, że to przepaść Wielkiego Kanionu, jedno a dwoje. Ale czy same nie spotkałyście się ze sprzecznymi informacjami? Raz dowiesz się, że starsze pomoże przy młodszym i będzie łatwiej, a w ogóle jedynaczka/jedynak to krzywda dla dziecka. Innym razem, że „ Ty masz jedno dziecko to Ty sobie możesz podróżować, z dwójką to już jest zupełnie inaczej”. Więc w końcu jak jest ? Źle czy dobrze? Po pierwsze nie wierzę i nigdy nie wierzyłam w zapewnienia, że jak już się ma jedno to wszystko wiadomo co i jak, i z drugim łatwiej ( hę ? czy dzieci się od siebie nie różnią, czy mi się tylko wydaje?). W gadki, że starsze pomoże przy młodszym, przytrzyma, a nawet nakarmi ! Jak może ktoś przypuszczać, że akurat moje dziecko będzie pomocne ( bo jego było ? przecież to tak nie działa!) Decyzja o posiadaniu większej ilości dzieci- jak każda decyzja, jest sprawą indywidualną. Na pewno trzeba mieć świadomość, że przy 2+ spełnienie zawodowe, hobbystyczne będzie musiało poczekać na inny czas ( być może ), że dwie ręce to za mało, ale dwie nogi to też słaba pomoc. Że cierpliwość wchodzi na level hard, a marzenia o lenistwie trzeba włożyć na nieokreślone „ kiedyś”. Ale każdy dokonuje wyboru, według własnego życiowego klucza. Co jest ważne dla jednej osoby, niekoniecznie dla drugiej. Każdy ma inne powody o posiadaniu większej ilości dzieci. Jedni tak kochają maluchy ( mimo trudów i znojów), że szybko tęsknią za czasami raczkującego brzdąca. Dla innych jedno dziecko było „ kompromisem” ( brzydkie słowo, ale nie czytajcie dosłownie), bo planów na życie tyle, że nie starczy sił na większą rodzinę. Raczej nikt nikomu nie nakazuje mieć dzieci, a wszelkie „ wpadki” w 99% przypadków też są DECYZJĄ. Żyjemy w XXI wieku i wiemy jak planować rodzinę. Jeśli masz lęk wysokości, to nie wchodzisz na wieżowiec, nie stajesz na krawędzi i nie sprawdzasz „ spadnę czy nie spadnę”. A jeśli tak robisz, to liczysz się z tym, że finał można rozpisać tylko na 2 scenariusze.

I teraz pytanie kluczowe – czy wszyscy musimy mieć tak samo ? Czy jedno czy dwójka dzieci, musi oznaczać uwiązanie? Brak spełnienia zawodowego. Brak najmniejszego hobby, nie mówiąc o wycieczkach w nieznane. Oczywiście, że nie można uogólniać, ale tyle ile rodziców ( z unikatowym kodem genetycznym), tyle różnych dzieci. Dla jednego Mount Everestem macierzyństwa jest posprzątać przy dziecku, a dla innego to normalka i „ szybka akcja”. Podczas naszych podróży widziałam niesamowite odsłony rodzicielstwa. Rodziców podróżujących po Stanach z dwójką maluchów ( dodam, że niezłe urwisy). Faceta, który w 34 stopniach na pustyni Mojave, niósł w nosidle dwójkę dzieci – jedno z przodu, drugie z tyłu. W samych spodenkach( dzieci w pampersie). Zlany od potu, ale uwierzcie, że z obliczem spokoju mnicha. Kobietę w Zion National Park z dwójką dzieci, schodzącą z góry w strugach deszczu. Jeden malec mógł mieć może 5 miesięcy, drugi 2 lata. Niezliczoną ilość rodziców z dziećmi na rękach, w wózkach, w plecakach. Rodziców dwóch małych szkrabów, którzy przy wietrze urywającym głowę, kąpali się z nimi w oceanie, a następnie lądowali pod zimnym prysznicem przy plaży ( gdzie nasz Filip w czapce i sweterku). To wszystko dało mi bardzo do myślenia. Utwierdziło w przekonaniu, że o ile nie spotykają nas sprawy na które nie mamy wpływu, o tyle cała reszta zależy od nas. Być może nie uśmiecha Ci się spędzać urlopu z dzieckiem, które właśnie ma „ bunt 2 latka” , i spoko – chcecie to przeczekać, przeczekajcie. Być może Twoją domeną nie jest robienie kilku rzeczy naraz i po prostu tak nie potrafisz. Nie dasz rady ogarnąć kuchni po obiedzie, kiedy pod nogami maluch. Nie jesteś w stanie skupić się na czytaniu książki, kiedy dziecko jest na drzemce. Nie masz tak – nie musisz tak mieć. Ale może po prostu nie wszyscy tak mają ? Może niektórzy wychodzą z założenia, że dziecko nie oznacza „ pieszczenia się „ z nim przez pół życia. Może tak jak my postanowili sobie, że jeśli tylko urodzi się zdrowe, to będzie musiało się wpasować w nasze życie. To dziecko wchodzi do rodziny. Staje się jego częścią, ze swoimi upodobaniami i potrzebami, ale WSZYSCY jej członkowie mają swoje oczekiwania, pasje, antypatie i ulubione zajęcia. Jestem pewna, że to determinuje rodziców, którzy w pocie czoła realizują swoje marzenia z dziećmi na plecach. Też chcą im przez to coś pokazać. Jesteś TY, ale jestem też JA.

Żaden model rodziny nie jest lepszy czy gorszy od drugiego. Fajne rodzicielstwo to nie jest rodzicielstwo moje czy Twoje. Czy wiecie, że kiedy na początku wstawiałam zdjęcia z Filipem o 4 rano, to sypało się miliony komentarzy ? Bo szukamy pocieszania dla swoich, często podobnych problemów i to jest całkiem naturalne. Ale stwierdziłam po czasie, że nie chcę tworzyć profilu ( który mimo dużego zaangażowania), będzie się wybijał na wzajemnym pocieszaniu. Bo ta 4 rano, to nie jest dla mnie wielki problem. Tak bywa. Wolałabym , żebyśmy czerpali od siebie siłę i energię, której na tej rodzicielskiej drodze nie może braknąć ( przynajmniej nie za często). Żebyśmy mimo nie wyspania, mentalizowali swoje głowy do podjęcia próby o „ dobry dzień „. Bywa i to bywa często, że jest ciężko. Ale wolę czerpać inspiracje z tych rodziców w strugach deszczu z dziećmi w górach, niż z tych co chcą mi wmawiać, że się nie da. Wolę próbować i upadać, niż szukać wymówek „moje dziecko takie nie jest”,” przy dwójce to odpada”. Wolę mieć jedno dziecko „ bo tak mi jest dobrze”, niż mieć dwójkę, bo jedynym powodem do tego, jest zdanie „ nie rób tego dziecku”. Wolę, żeby się przeziębił w oceanie, niż ugotował w domu. I jeszcze …udało mi się to napisać na drzemce Filipa, i cholera – da się. Właśnie, że się da!