Gdzie jest granica między społecznym zaangażowaniem a pasywną agresją ?

To bardzo spontanicznym post. Pisany przed północą i będący jakimś zlepkiem myśli, przychodzących pytań. Punktem wyjściowym jest pytanie własne : co sprawia, że wczytuje się w analizę ważnych społecznie problemów u jednych i jednocześnie nie akceptuje ich u drugich ? W toku przemyśleń doszłam do wniosku, że jest bardzo cienka granica między słusznym społecznym zaagażowaniem w „sprawy ważne” a ujściem dla pasywnej agresji u innych. Zaangażowanie społeczne to chęć rozwiązania kluczowych problemów, będąca jednocześnie działaniem bardziej altruistycznym i ideowym niż wsobnym. Traktuję ją jako chęć zaadresowania ważnych potrzeb społecznych na podstawie przytaczanych błędów konkretnych osób. Rozumiem, że czasami istnieje potrzeba personalizowania błędów czy nadużyć w celu lepszego zobrazowania problemu, omówienia go szerzej, szczegółowiej. Wiedza o nadużyciach zawieszonych w próżni nie działa na wyobraźnie i emocje tak silnie jak konkretne przypadki. Tylko kiedy rzeczywiście możemy mówić o analizie problemu i chęci naprawy niedziałających systemów a kiedy jest to bełkot skupiony na narcystycznych potrzebach zwrócenia na siebie uwagi, chęci zabłyśnięcia pseudointelektualną analizą problemu i próbą nadania mocy sobie samemu przez ciche odebranie mocy sprawie ( która niby tak dogłębnie się interesujemy). Prawdę mówiąc jest bardzo niewiele osób, które potrafią omawiać problem bez kierowania światła fleszy na swoją osobę. Jeśli mam okazję to analizuje sobie jak przebiega to „społeczne zaangażowanie” w internecie i wychodzi mi taka hiperbola czyli wykroczenie poza granicę prawdy lub na jej granicy ( co oczywiście wzbudza największe emocje i zaangażowanie ) z jednoczesnym przejściem do powolnego ochłodzenia tematu. Innymi słowy zaczyna się grubo i bez białych rękawiczek a kiedy nadchodzi społeczne zmęczenie tematem lub jeśli osoba zaangażowana wyczuje niechęć odbiorców do przedłużającej się formy dramatu : przechodzi do nadawania mocy „interesowi społecznemu” ( ale trwa to już bardzo krótko, nie rodzi to takich emocji ). W istocie szczyt przypada na omawianie konkretnego przypadku, który nie staje się przedsionkiem do podjęcia tematu społecznego, ale sam w sobie jest głównym bohaterem dramatu. Spoleczne problemy są omawiane tylko po to aby zachować etykę wypowiedzi i móc obronić się argumentem : działam na korzyść społeczeństwa, walczę o dobro obywateli, wyrażam sprzeciw i niezgodę na omawiane praktyki/zachowania/działania. Pasywna agresja, która jest według mnie zjawiskiem niemal nieodłącznym w prawie każdej internetowej burzy wyraża się przez silne atakowanie osoby/ lub osób uwikłanej w konflikt przy jednoczesnym jawnym okazywaniu niechęci, obsesyjnym omawianiu każdego kroku, zachowania, odpowiedzi. Najczęściej takie zachowanie będzie związane z chęcią umocnienia poczucia własnej wartości, podkreślenia wizerunku osoby ‘wysoko intelektualnej” z ogromnym zasobem niepodważalnych argumentów i ciętych ripost. Błędy innych (te trudno wybaczalne, ale i lżejsze ) są paliwem napędowym dla rakiety o nazwie „ moje włane ego : uwaga : trwa wieczerza”. Pamiętam taki doskonały przykład w internecie w sprawie zabójstwa Georga Floyda. Większość internetowych twórców skupiała się na podsycaniu tematu samego zatrzymania i w efekcie śmierci a im bardziej szokujące praktyki wychodziły na jaw tym lepiej. I wtedy trafłam na wypowiedź Katarzyny Czajki-Kominiarczuk, która ze sprawy „Floyda” zrobila wyjście do dużo szerszego problemu rasizmu w USA. W zasadzie przez kilka dni omawiała cały aspket systemowego rasizmu a następnie przeszła do istoty zamieszek i znaczenia „burd ulicznych” w systemie społeczno-kulturowych rewolucji. To był taki idealny przykład dobrego społecznego zaangażowania na podstawie konkretnej sytuacji, ale bez chęci pastwienia się nad jednym przypadkiem.

Mój krótki tekst nie odnosi się do bieżących wydarzeń a raczej bieżące wydarzenia w internecie przypomniały mi dlaczego tak nienawidzę uprawiania pseudo dziennikarstwa w social mediach. Oscyluje ono gdzieś między najbardziej prymitywną chęcią zabłyśnięcia w opakowaniu społecznego zaangażowania a upustem wewnętrznej agresji, niechęci i znudzenia własnym życiem wewnętrznym.

Reasumując jestem koneserem nie tylko dobrych książek, filmów i płyt winylowych, ale również dobrych omówień ważnych problemów i tematów społecznych. Swoimi zasięgami nigdy nie nadam mocy tematom, których większość nie umie z należytą uwagą omawiać : jak gdyby były następnym cyrkowym przedstawieniem z błyskawicznie wyprzedającymi się miejscówkami.