Południowo-zachodnia Floryda. moja miłość

Na Florydę trafiliśmy drugi raz. Pierwszy to był road trip wschodnim wybrzeżem od Nowego Jorku do Miami. Dzięki tej podróży udało nam się zobaczyć Orlando i Miami i przejechać część wschodniego wybrzeża Florydy. Oprócz faktu, że Kennedy Space Center zrobił na mnie ogromne wrażenie, a Miami było spełnieniem dziecięcych marzeń (wyjętych z Policjantów z Miami) – to realne dreszcze na ciele wywoływał Park Everglades. Jednak wtedy uznałam, że Floryda nie może się mierzyć z Kalifornią. Brakuje jej czaru, luzu i tego „nieuchwytnego czegoś”. Nie miałam racji.

NAPLES

Podróż na zachodnią część Florydy zaczęliśmy od Miami i kierowaliśmy się w stronę naszego pierwszego punktu czyli Naples. Przepadłam totalnie, bo Naples to kwintesencja czyściutkiego, kameralnego miasteczka z klimatem. Życie toczy się na plaży, wokół pięknych rezydencji, skąpanych w słońcu pól golfowych. Ludzie rządni atrakcji i nocnych uniesień, nie znajdą nocnych imprez i szalonego towarzyskiego życia. Naples jest jednym z najbogatszych miasteczek Florydy i zgodnie z tym trendem, jawi się jako spokojne miejsce na wypoczynek we dwójkę lub z rodziną . To co przyciągnęło moją uwagę to przepiękne plaże, „włoska” zabudowa i nieprawdopodobny spokój. Jedynym miasteczkiem, które mogłabym porównać do Naples jest Hilton Head Island w Karolinie Południowej. Z oczywistych względów bardzo się różnią, pozostawiając jeden wspólny mianownik – bogate miasteczko na spokojny odpoczynek z pełną gamą interesujących atrakcji.

Przejeżdżając lub wybierając się do Naples, nie zapomnijcie zahaczyć o konkretne miejsca :

5th Avenue prowadząca na plażę, z niesamowitymi rezydencjami wzdłuż ulicy i cała Downtown Naples

Bayfront of Naples ; zatoczka dla jachtów, z niesamowitą wielokolorową zabudową na styl włoski, knajpkami, piękna fontanną – esencja miasta

City of Naples lub inna z plaż na mapie miasta

CORKSCREW SWAMP SANCTUARY

Rzut beretm od Naples odwiedzamy Corkscrew Swamp Sanctuary, czyli rezerwat utworzony w celu ochrony gatunków ( ptaków, aligatorów, czarnych niedźwiedzi). Na uwagę zasługuje fakt, że rezerwat jest jednym z największych na świecie. Miejscem dla subtropikalnych lasów cyprysowych. Większość przyrody możecie podziwiać spacerując 3 kilometrowym mostem. Warto zaopatrzyć się w lornetkę. Sanktuarium można z łatwością przejść w całości, chociaż dla przyrodników to miejsce na wielogodzinne posiadówki. Udało nam się zobaczyć wiele ptaków, całe połacie cyprysów oraz żółwie. Wstęp do sanktuarium to dosłownie kilka dolarów. Mnie to miejsce porwało, mimo, że będąc w lutym przyroda dopiero budziła się do życia.

Kierując się w stronę Fort Myers, nie zapomnijcie odwiedzić Fort Myers Beach. Dla nas to był krótki przystanek, ale warto pamiętać, że w tym miejscu czeka na Was moc atrakcji wodnych – kajaki, parasailing i wiele innych.

A jeśli chcecie odkryć prawdziwą, wyspiarską egzotykę, to zapraszam na zachód w stronę Sanibel i Captiva Island. Z listy do zrobienia na płd Florydy, wpiszcie to miejsce w czołówkę nie do skreślenia.

WYSPA SANIBEL I CAPTIVA

Wyspa Sanibel i Captiva to najlepsze miejsce do zbierania muszelek w Ameryce Północnej. Nie mówcie, że to słaba zachęta (?). Zatoka Meksykańska wyrzuca tony muszelek, a najpiękniejsze można spotkać o świcie. Zdążyliśmy odwiedzić głównie Sanibel, ale wjeżdżając na wyspę miałam wrażenie, że wylądowaliśmy nieco bardziej na południe, czyli na Key West. Piasek, kolorowe domki, egzotyka. Wjazd na wyspę kosztuje kilka dolarów, ale też każdy parking przy plaży jest płatny. Zjedliśmy obiad w restauracji South Seas Island Resort i jest absolutnie godna polecenia.

Stamtąd wybraliśmy się na plażę. Tych jest kilka do wyboru, a nasz cel determinowały wolne miejsca parkingowe. Stanęło na Bowman’s Beach. Plaże nie są spektakularne i moim zdaniem nie różnią się od tych w Fort Myers czy innych miasteczkach płd-zach Florydy, ale są pełne muszelek!

Inne miejsca, które warto odwiedzić na wyspie :

Lighthouse Beach z latarnia z 1994 roku

Narodowy Rezerwat Przyrody

Sklepiki z pamiątkami

FORT MYERS

Następny punkt w naszej podróży to Fort Myers. Miasto, w którym mogłabym mieszkać myśląc o Florydzie. Znane z zimowego domu i laboratorium założonego przez Thomasa Edisona. Naukowca, wynalazcę, który opatentował żarówkę elektryczną, założył pismo naukowe Science, a ilość jego dokonań, które można by wymieniać, zmieniłabym treść tego posta 🙂 Sąsiadem Edisona był Henry Ford, dlatego odwiedzając miasto można zwiedzić Edison&Ford Winter Estates. Trzeba zaplanować na tą atrakcję pół dnia. Czas pozwolił nam tylko na obejrzenie posiadłości z zewnątrz, ale przy następnej okazji, na pewno nadrobimy ten punkt.

Wbrew wielu przewodnikom na jakie się natknęłam, Fort Myers to naprawdę nie tylko dom Edisona i Forda. Planując spacer po mieście weź po uwagę :

Fort Myers Wharf i Continental Park – miejsce dokowania statków, łodzi i łódek z wysuniętymi w morze mostkami, z których można podziwiać nabrzeże miasta

First Street na Historic River District – piękne miejsce na spacer, obiad, zakupy

Lakes Park  ( między Fort Myers Beach a Fort Myers) – park z atrakcjami dla dzieci w postaci kilku ciekawych i zadbanych placów zabaw. Jezioro można spacerkiem przejść dookoła, dodatkowo były opcje przejazdu kolejką dla najmłodszych a także niesamowita szklarnia z miejscem do odpoczynku, która niestety podczas naszego pobytu była zamknięta. Bardzo polecam Lakes Park na krótki odpoczynek, lody, spacer i czas dla najmłodszych

Manatee Park na Palm Beach Blvd to absolutne zaskoczenie w okolicach Fort Myers. Spokojnie mogę powiedzieć, że pominięcie tego miejsca jest podróżniczym przestępstwem. Manatee Park mieści się w okolicy ciepłowni, dzięki czemu jest to jedno z ulubionych miejsc manatów. Wejście do parku jest bezpłatne a ilość tych ssaków powala. To jednak nie koniec atrakcji. Za 30$ można wynająć gondolę i popłynąć między manatami. Wrażenia są spektakularne. Manaty pływają wszędzie, wynurzają się, przepływają pod łódką, nie wywracając gondoli. Bez wahania mogę stwierdzić, że nigdy nie doznałam tak silnych i pięknych wrażeń za jedyne 30 dolarów. Tam po prostu trzeba być !

VENICE

Ruszamy w dalszą trasę i zatrzymujemy się w miasteczku Venice. Co to jest za urocze miejsce! Miasteczko można zwiedzić w kilka godzin, ponieważ należy do tych mniejszych nadmorskich miejscowości. Na pierwszy rzut oka lubiane przez emerytów, co absolutnie nie wpływa na jego niekorzyść. Chyba w całych Stanach nie widziałam większej ilości tak niesamowicie interesujących pamiątek. Zachęcam, żeby wpaść tu na lody, posiedzieć na trawie i wydać nieco dalarów na małe przyjemności.

SARASOTA

Kierując się na północ po zachodnim wybrzeżu Florydy zatrzymujemy się w Sarasocie. Zacznijmy od plaż, które mają zachwycać białym piaskiem i są uznawane za jedne z piękniejszych w Stanach. Pierwsza to Siesta Key Beach, która plasuje się w pierwszej dziesiątce NAJ w USA. Plaża jest bardzo szeroka, przestronna i pod tym względem robi wrażenie, ale to nie jest coś co mnie w takich miejscach przekonuje.

Zdecydowanie moim faworytem jest Lido Key. O wiele mniejsza, mniej turystyczna i z klimatem. Na Lido Key byliśmy dwa razy i to jest „moja plaża Florydy”.

Najpierw opowiem Wam o miejscach, w których byliśmy, a które być może zawitają na waszej liście „to do”. Przede wszystkim na Beyfront możecie podziwiać słynny posąg „Kissing Statue” i warto nie pomijać go podczas tej wycieczki. Szczegóły tej historii poznacie w relacji wyróżnionej na Instagramie. Tutaj napiszę tylko, że posąg powstał na podstawie sławnego zdjęcia z fiesty na Times Square, z okazji zakończenia II wojny światowej. Marynarz służący dla Navy USA, w emocjonalnym geście pocałował nieznajomą kobietę, która (jak się później okazało) pracowała jako pomoc dentystyczna. Zdjęcie stało się symbolem wygranej wojny z Japonią, ale też przez lata wzbudzało masę kontrowersji. Oryginalny posąg stanął po raz pierwszy właśnie w Sarasocie, dlatego warto zobaczyć ten kawałej historii.

Poszwędaliśmy się również po Main Street Merchants. Sporo kawiarni i sklepików z bibelotami, dlatego jeśli potrzebujecie zrobić sobie taki przystanek to sądzę, że to nie najgorsze  miejsce.

Jeśli tak jak ja, lubicie oglądać piękne rezydencje to zapraszam na osiedle St. Armands i St. Armand’s Circle z centrum handlowym.  Przepiękne domy z bajecznymi ogrodami. Można podziwiać nadmorską, bogatą architekturę i to jest idealne miejsce na letni, popołudniowy spacer.

Muzealną atrakcją jest Classic Car Museum. Jedno z najstarszych muzeów samochodowych w Stanach. Tu znajdziecie mercedesa Johna Lenonna czy Mini McCartneya. To ponad 75 klasyków  w jednym miejscu – gratka dla fanów motoryzacji.

Kulminacyjnym miejscem jest oczywiście muzeum The Ringling House. Żeby zrozumieć ten fenonem, muszę choć minimalnie przybliżyć Wam historię Johna Ringling’a.  Był właścicielem cyrku The Best Show on Earth. Sukces jaki osiągnął sprawił, że stał się jednym z najbogatszych ludzi w Ameryce z majątkiem 200 milionów dolarów. Z czasem stał się kolekcjonerem obrazów, filantropem i posiadaczem wielu nieruchomości. Po jakimś czasie wraz żoną Marble przenieśli się do rezydencji w Sarasocie. Zafascynowani weneckim gotykiem, zlecili projekt swojej posiadłości nowojorskiemu architektowi. Główny dom jest nazwany Cà d’Zan, co oznacza „ Dom Jana”. Robi piorunujące wrażenie, co chyba najlepiej obrazują zdjęcia ( w środku fotografowanie jest zabronione).

Na terenie posiadłości znajduje się również John and Mable Ringling Museum of Art. z potężną kolekcją obrazów, należącymi w przeszłości do Ringling’ów. To jednak nie wszystko. Na miejscu możemy podziwiać imponujący ogród, a nawet znajdą się atrakcje dla dzieci w postaci mini placu zabaw. John przed śmiercią zapisał całą posiadłość na rzecz stanu Floryda. Ciekawostką jest, że w 1991 roku małżeństwo zostało ekshumowane, spalone i spoczęło przy Museum of Art na terenie posiadłości.

ST. PETERSBURG

Kolejnym miastem na naszej liście jest St. Petersburg, na który mieliśmy niestety niewiele czasu. Przyjechaliśmy do niego w konkretnym celu, a mianowicie, żeby zwiedzić Muzeum Salvadora Dali’ego. Jako miłośniczka jego twórczości, miałam okazję zobaczyć dziesiątki prac z różnych okresów życia. Dali jako daleko idący ekscentryk, jednych może zachwycać, innych szokować, ale zapewne nikogo nie pozostawia obojętnym. Samo muzeum po przebudowie jest spektakularnie piękne, intuicyjne i zaskakujące (nie było zakazu filowania i robienia zdjęć , nawet obrazów artysty ).

Oprócz muzeum wybraliśmy się do Downtown na spacer i kawę, a także na krótki relaks do North Shore Park. St Petersburg sprawia wrażenie miasta dla młodych i z mojej wiedzy wynika, że w nocy żyje znacznie intensywniej niż za dnia 🙂

CALADESI

W drodze do Tampy zatrzymujemy się w Clearwater. O Tym miasteczku nie opowiem Wam zbyt wiele, ponieważ naszym celem było przepłynięcie na wysepkę Caladesi i do Caladesi State Park. To malutka wysepka z plażą, restauracyjką, mini parkiem. Jest kilka możliwości dostania się w to miejsce. Kajak, łódka, motorówka. My wybraliśmy łódkę ze względu na Filipka, ale jeśli będziecie podróżować bez dzieci to zachęcam do przepłynięcia tego dystansu kajakiem. Jest uroczo, dość blisko i przy odrobinie szczęścia można podziwiać delfiny ( nam udało się zobaczyć z dość bliska). Rejs taką łódką to kilka dolarów, ale warto wspomnieć, że leżaki na plaży nie należały do najtańszych. Bardzo spokojne, urokliwe miejsce na cichy wypoczynek. Zresztą sami zobaczcie.

TAMPA

Docieramy do naszego końcowego punktu, czyli do Tampy. To miasto oferuje tak wiele atrakcji, że ciężko zdecydować się na kilka, dlatego jeśli czas Wam pozwoli, sugeruję 2 dniowy pobyt. Tampa jest o tyle niesamowita, że łączy staro-kolonialne budynki z nowoczesną zabudową. Nasz pierwszy spacer odbył się w pobliżu Hyde Parku, skąd mieliśmy częściowy widok na miasto i podziwialiśmy domy mieszkańców ( uwielbiamy to robić!).

Następnie wybraliśmy się w okolice Uniwerystetu Tampa do Plant Museum. Mimo, że nie zwiedzaliśmy tego miejsca to warto przejść się wzdłuż i zobaczyć cały kompleks. Nasze wybory ( zwiedzać dane miejsce czy nie zwiedzać) są często zdeterminowane przez możliwości naszego malucha . Henry Plant ma na swoim koncie masę dokonań, ale głównym jest połączenie południowo-zachodniej Florydy z siecią kolei. Dzięki temu komunikacja z Key West czy Kubą stała się faktem, a gospodarczo doszło do rekordowego rozkwitu tego regionu. Plant otworzył Tampa Bay Hotel i poruszył ruch turystyczny w okolicy. Ogromny hotel w stylu mauretańskim, był pierwszym na Florydzie z windą, oświetleniem elektrycznym i telefonem. Inwestycja kosztowała ponad 3 miliony dolarów. Tampa Bay Hotel to dzisiejszy Plant Museum. Gratka dla fascynatów starodawnymi, bogatymi wnętrzami.

Planów na Tampę było zdecydowanie więcej, ale….przepadliśmy w Ybor. Ybor to „kubańska” dzielnica Tampy. Wzdłuż 7th Avenue rozciągają się bary, knajpki, sklepy z pamiątkami. Dzielnica powstała początkowo jako niezależne miasteczko, założone przez producentów cygar pod przewodnictwem Vincente Ybor. Ale już 2 lata później została wcielona do Tampy. Powstało tam wiele fabryk Cygar, gdzie imigranci hiszpańscy i kubańscy mieli pełne ręce roboty. Niestety nadejście Wielkiego Kryzysu, położyło kres kubańskiej produkcji. Mimo, że jeszcze przez wiele lat właściciele fabryk radzili sobie lepiej i gorzej, to już w latach 60 tych miasto opustoszało. Na kryzys dzielnicy nałożyła się również budowa autostrady międzystanowej, w wyniku której rozebrano część budynków, a także ogólne zaniedbanie tej części miasta. W latach 90 Ybor gromadzi artystów, a w 2000 roku wiele zabytkowych  punktów zostaje odnowionych. To sprawia, że dziś jest tam co zwiedzać i oglądać, a przedsiębiorców nie brakuje.

Ybor to podróż w czasoprzestrzeni. Absolutnie niewiarygodny klimat miejsca, gdzie z każdej knajpki unosi się zapach cygar, papierosów, a nawet w południe sączy się whisky. Przejście po Ybor wzbudzało we mnie dreszczyk emocji. Dzielnica rządzi się swoimi prawami, a do wielkiej Ameryki jest tu dalej niż mogłoby się wydawać. Po stokroć warto odwiedzić to miejsce.

Nie sądziłam, że tak zakocham się w południowo-zachodniej Florydzie. Było to dla mnie niewiarygodne przeżycie, bo zupełnie niespodziewane. Przecież byłam już na Florydzie i aż o takiej miłości nie było mowy, więc jak to się stało ? W tym przypadku nie chodziło o niebiańskie plaże ( były piękne, ale nie aż tak zachwycające), nie o bajeczne widoki ( to nie Key West czy Big Sur), ale o fantastyczny klimat miasteczek, różnorodność miejsc ( od muzeów do pływających manatów). Te spacerki po uliczkach Naples, Venice, Tampy, Sarasoty… – każde z innym klimatem. To wielce niesprawiedliwe, że Stany mają tak wiele fantastycznych miejsc. Trudno mi znaleźć swój ulubiony „stan”, swoje ulubione „miejsce”. Do każdego wracałabym w innym czasie i po jeszcze intensywniejsze wrażenia. Zachodnia Floryda należy do moich TOP miejsc w Stanach. Nie jest wypchana turystami po brzegi, dzięki czemu czujesz się jak Amerykanin na wakacjach. W tym miejscu można znaleźć wszystko.

Florydo – Tęsknię